11 października rok BII  Łk 11,21-23

11 października rok BII  Łk 11,21-23

Wojna dobra ze złem trwa od początku stworzenia świata i złe duchy wcale nie kłócą się między sobą, ale mają wspólny cel – jak zniszczyć człowieka.

Wiele osób doskonale zdaje sobie sprawę z zagrożenia jakie niesie określenie demony wojny.

Wiele osób odeszło z Kościoła po I i II wojnie światowej przypisując mu bezpodstawnie obojętność lub nawet układanie się z siłami zła.

Dziś udało się Szatanowi wmówić dzisiejszemu człowiekowi, że nie ma ani dobra, ani zła. Że nie ma ani aniołów ani diabłów, a to co ma się stać i tak się stanie …

Pewien pastor, Leszek „Korzeń” Korzeniecki opisał swoją historię zniewolenia i uwolnienia. Takich historii jest wiele, ale jego historia świadczy, że zło nie jest tylko duchowe. 

Zło może być materialne i ślady tego zła zobaczył na swoim ciele. Odczuł na sobie siłę zła. To nie była iluzja, ani halucynacje.

W latach 80 i 90-tych, w epoce Rock’n’rolla modny był punk i codzienne „zrobienie się” czyli narkotyzowanie. Politycznie zapanowała wolność, ale z tą wolnością powrócił antyczny okultyzm i fascynacja religiami Wschodu. Gdy upadła żelazna kurtyna biznesem, który nakręcał społeczeństwo były książki duchowe. To co było prawdą nazwano kłamstwem, więc młodzi szukali jakiś nowych, racjonalnych, weryfikowalnych treści, które wprowadzały w nieznany świat eksperymentów duchowych. Gdy w domu rodzinnym dominuje bieda i alkohol to ludzie nie doceniają wartości życia i młodo umierają. Większość szuka zagłuszenia problemów w narkotykach, ale są też tacy, którym wejście w świat duchowości wschodniej czy okultystycznej daje większą „jazdę” niż narkotyki. To wzbudza niebezpieczną ciekawość. Młodym trudno poddać się jakiejkolwiek dyscyplinie, więc medyczne leczenie z nałogów nie ma sensu, a właśnie brak sensu powoduje, że nie widzą dalszego sensu życia, dlatego wybierają rock’n’rolle lub hip-hopowe życie, bo ono wydaje się autentyczne, a religia jest dla nich iluzją.

W takim braku sensu młodych ludzi trwa wojna. Diabeł nie czeka, ale tam gdzie to możliwe wychodzi naprzeciw. Diabeł podsuwa alkohol lub narkotyki, ale gdy to nie wystarcza łapie za rękę.

Leszek „Korzeń” Korzeniecki opowiada, że będąc kompletnie „zrobiony”, czyli pod wpływem narkotyków poczuł, że ktoś trzyma go za rękę. Był wtedy z dwójką innych kolegów, ale pojawił się … ten czwarty. Jak twierdzi wiedział, że ma halucynacje od narkotyków, ale mimo to próbował wstać i coś trzymało go tak mocno, że nie mógł się ruszyć ani wyrwać ręki z tego miejsca. Zobaczył, że na dłoni zmieniały się kształty żył i linii papilarnych i byłaby to psychodeliczna sytuacja, gdyby ślady tych zmian nie zostały widoczne do dziś. Te linie na dłoni przybrały kształt pentagramu i innych znaków chiromancji.

We wszystkich szerokościach geograficznych od Afryki po Antarktydę, w każdym przypadku szamanizmu stosowanie substancji odurzających ma na celu osłabienie sumienia i racjonalnej samokontroli, czyli głębsze otwarcie się na świat duchowy. Wystarczy poczytać więcej o wyroczni delfickiej i oparach. Tym podobne zaburzenie układu nerwowego otwiera na świat duchowy, oczywiście w jego negatywnym wymiarze. Wielu ludzi nieświadomie doświadcza podobnych wydarzeń, ale nie ma świadomości o skali zagrożenia. To nie są bajki. Środowisko różnymi metodami zaprasza nas do wejścia w to niebezpieczeństwo, ale problem zaczyna się w momencie gdy zaakceptujemy to zagrożenia wejścia w niekontrolowany i nieznany świat duchowy.

„Korzeń” i Ci, którzy byli po tamtej stronie opowiadają, że od przyjęcia akceptacji wejścia w świat demonów od same go początku, od razu czuć, że ktoś lub coś przy nas się pojawia i wpływa na nas. To nie kwestia racjonalizacji czy uwierzenia w UFO, ale jak opowiada Leszek Korzeniecki i dwójka jego przyjaciół – wszyscy razem, jednocześnie zaczęli odczuwać tę złą, niewytłumaczalną obecność wokół siebie.

Pewnej nocy jeden z kolegów postanowił wcześniej wrócić do domu, Leszek Korzeniecki postanowił mu pomóc, by odprowadzić go do domu. Dystans, który normalnie pokonywali w 25 minut zajął im 4 godziny, a za każdym drzewem mieli iluzję jakiejś zjawy. Nie wiedzieli czy jadące samochody są prawdziwe czy są ich iluzją. To doświadczenie przerosło jakiekolwiek wcześniejsze doznania narkotykowe, bo było tak realne, że nie mogło być iluzją. Bohater opowiada, że idąc tym lasem zmienił się w Indianina, który prowadził ofiarę na śmierć, której miał wydrzeć serce z piersi. Pojawiła się też półroślina-półżmija, która miała korzenie rośliny, ale zamiast kwiatów, była czerwona głowa, która mówiła tak przerażające rzeczy tuż przed nosem bohatera opowieści, że nawet nie zamierza dziś ich przywołać. W takim momencie nie wystarczy powiedzieć, że tracę rozum. Nieśli w rękach jakieś ścięte, krwawiące głowy. Gdy wrócili do domu to nie wcale nie ustało. Przez wiele, wiele dni łóżka, na których spali unosiły się i opadały. Z łóżka wychodziły różne łapy, które nieskończoną ilość razy podcinały gardło w czasie snu. Ściany były nasączone szeptami. Firanka zmieniała się suknię ślubną. To nie było nerwowe uszkodzenie mózgu, które można wyleczyć detoksem.

Z tej niewoli podstępnie "uwolniły" ich karty tarota, ale nie po to, by rzeczywiście uwolnić, lecz by jeszcze bardziej zniewolić. W polskim radiu usłyszeli audycję, w której pani redaktor wyemitowała reportaż z okultystką, która stwierdziła, że za pomocą tarota można odczyniać złe moce.

Zainteresowało ich to i Leszek Korzeniecki łapczywie rzucił się w wir studiowania różnych wersji tarota. Co ciekawe, jak opowiada nękanie demonów ustało. Nastała kojąca cisza i ulga, ale nie na długo. 

Ta odrobina nadziei na uwolnienie od zła wprowadziła ich w świat okultyzmu. Dotknięcie kart tarota sprawiło, że podcinanie gardła, omamy, tańcząca półżmija-półroślina pękły jak bańka mydlana i odeszły.

Wszedł w świat jasnowidztwa. Za darmo, bez pożytku finansowego zaczął wróżyć z kart. Opowiadał swoim petentom o sprawach, których nikt poza nimi nie miał pojęcia.  Były to ich sekrety, traumatyczne przeżycia na zasadzie: ”Nikt nie mógł Ci o tym powiedzieć”

Pewnego dnia przyszła do niego młoda, atrakcyjna dziewczyna. Korzeniecki chciał na niej zrobić miłe wrażenie, ale na pytanie co mnie czeka w życiu? Odpowiedział, że nie zda matury, nie wyjedzie na studia i że zajdzie w ciążę. Nie zaimponował jej, ale jeszcze gorszy był wyraz twarzy tej dziewczyny. Na stole leżały karty, ale ona i „Korzeń” w tej karcie, na którą patrzyli wiedzieli zasztyletowaną rybę, z której ciekła krew… Odprowadził ją do domu, ale ściskała jego ramię tak mocno, ramię Korzenieckiego zasiniało od siły ucisku.

Zauważył, że to coś tak nim zawładnęło, że uwolniło niby od udręki, podniosło do góry jak lewitujące ciało, ale ciało zostało poniżej jak w śmierci klinicznej. Gdy to coś pojawiało się powietrze stawało się szare, gęste… przerażające.

Ten czwarty, to coś wyciągnęło go z ciała i postawiło obok ciała. Ta szara chmura zmieniła się w tańczący koktajl z tęczy. To coś mówiło w taki sposób, że z zewnątrz wpadał co ciała jakiś impuls, jakaś pozawerbalny przekaz, który dopiero szukał odpowiednich narządów w ciele, by to informację wydobyć z wewnątrz za pomocą głosu na zewnątrz. To zło ubierało się w słowa Korzenieckiego, ale nie było słowami jak twierdzi Złego Nauczyciela. Zło działa tak podstępnie. Bohater odstawił alkohol, narkotyki, by nie zaburzać, nie niszczyć tych doznań, które pochodziły od Złego.

Po wydarzeniu z dziewczyną postanowił odpocząć od tarota na co najmniej 3 miesiące. Zapakował każdą okultystyczną książkę w papier i każdą zawiązał sznurkiem, by go nie korciło.

W nocy, w każdą komórkę ciała, w każdy nerw wszedł taki przenikliwy i silny ból, który próbował rozerwać jego ciało. Zły nie dawał za wygraną….

Opowieść ma oczywiście swój ciąg dalszy, do którego być może warto kiedyś wrócić.

Na dziś ważne jest to, że Leszek Korzeń Korzeniecki zaczął szukać pomocy. Różnie go traktowano – od wariata po opętanego. Na modlitwie uwielbienia pewien mało wyróżniający się 14-letni chłopiec wypowiedział do naszego bohatera następujące słowa: „On nie należy do ciebie. On jest dzieckiem Boga. Wyjdź z niego”.

Zły wyszedł i nie wrócił, a Leszek Korzeń Korzeniecki głosi dziś Słowo Boże.

„Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego dworu, bezpieczne jest jego mienie. Lecz gdy mocniejszy od niego nadejdzie i pokona go, to zabierze całą broń jego, na której polegał, i rozda jego łupy. Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, ten rozprasza.” Łk 11,21-23

fot. z bazy pixabay


pexels-photo-12077366jpeg